Na luzie...


Na luzie...

W Ameryce spotyka się coraz częściej ludzi beztroskich, pozornie obojętnych, zdystansowanych wobec mody i panujących obyczajów. Wobec innych zawsze uśmiechnięci i życzliwi, na luzie. Zdają się być pogodnymi studentami, dziećmi zwolnionymi z przestrzegania zasad narzuconych przez edukację i panujące obyczaje. Nie wiem czy to maniera, czy rzeczywiste postrzeganie rzeczywistości. Spotykasz sąsiada, zawsze cię zagadnie o pogodę i samopoczucie, wydaje się być szczęśliwy. Żyjemy w czasach rewolucji medialnej i w internetowym szaleństwie, królestwie techniki i obyczajowej barbarii. Wszechobecny globalizm wpłynął na naszą obyczajowość. Zmienił się system życia i bycia, zdewaluował system wartości, upadły autorytety, odsunięto religię. Tak jakby nie było rygorów religijnych i szacunku dla starszych. Jakby nad nami było tylko błękitne niebo, do którego tylko niektórzy jeszcze wzdychają. Pojawiła się istna pustynia, świat bez marzeń i pragnień, pełen mitów hollywoodzkich. Rewolucja medialna zmieniła nasze życie. Coraz mniej mówimy, coraz rzadziej komunikujemy się między sobą. To media narzucają nam ten pokraczny styl bycia i życia. Postępująca unifikacja ludzkich zachowań powoduje, że stajemy się coraz bardziej milczącymi robotami i mizantropami. Dokąd podążamy? Nikt nie wie. Zapewne donikąd, no bo gdzie? Czekamy na jakieś cudowne objawienie, na przyjście Godota, może na trzęsienie ziemi. A może na nową rewolucję obyczajową? Tyle ich już było i niewiele zmieniły. Jaka zatem teraz nadejdzie? Ameryka jest przedziwnym krajem, tu wszystko wydaje się inne. Nie ma klas społecznych, jak to było w dawnej Europie. Tutaj demokracja zunifikowała wszystkie stany, nie ma arystokracji dziedziczących wytworne maniery, ale są arystokracje finansowe. W miastach obywatele wydają się równi, nieważne czy jesteś architektem, robotnikiem, profesorem, ale ważny jest kult pracy i system wartości. Nie ma tej czołobitności europejskiej i kompleksów. Czy to są jeszcze fakty, czy tylko mity po odchodzącej Ameryce? Może tak było, ale obecnie też iskrzy tutaj konflikt społeczny i towarzyski. Bogaty bufon wywozi obecnie pieniądze do rajów podatkowych i nie kwapi się do socjalizacji na przykład z robotnikiem. No bo i po co? On woli siedzieć zamknięty w swoim domu-fortecy, mając przekonanie o swojej wyższości nad innymi. Kultura masowa poprzez telewizję dociera czasem do niego, drażniąc go niepomiernie, ale obojętny na ludzki los współczesny bufon pozostaje niereformowalny. Coż! "Honores mutant mores...Zaszczyty zmieniają osobowość, jak mówi łacińska maksyma. A może należałoby rzec: to dolar i brak zasad moralnych zmienia naszą osobowość.
Ale chcę mówić o amerykańskim luzie, który jest czasem śmieszny i wręcz teatralny. Tutaj wszyscy są na luzie, tak wypada. Jesteś na luzie...to jesteś "cool". Jesteś na luzie, to nie masz problemów i ty rozdajesz karty. A więc hulaj dusza, piekła nie ma...luz ...blues...
Tu wszyscy mają w sobie zaprogramowaną otwartość... robotnica fabryczna, urzędnik, lekarz, profesor, student. To cecha osobowości, wyróżniająca Amerykanów i drażniąca Europejczyków .
Luz - to sposób życia i bycia, to prostota myśli i czynów. Z pewnością technokratyczny model życia wykreował ten przedziwny styl, tę swobodę, to nieskrępowanie. Rozluźnić zmysły, to przecież wielka sprawa, a być na luzie to jakby fruwać swobodnie ponad wszystkimi problemami, niczym ptak. Czegóż więcej trzeba? Niczego! Chyba tylko już zdrowia i dalszej swobody, a wszystkie problemy odpłyną na bok. Takie podejście jest naturalnym buforem chroniącym nas w tych kryzysowych czasach, to rodzaj autokuracji.
Luz bywa śmieszny i bardzo groteskowy. Wystarczy spojrzeć czasem na Amerykankę, paradującą dumnie po sklepie z wałkami na głowie. Może się śpieszy biedaczka na wieczorną randkę, a chce olśnić ukochanego. Może planuje wyskok do teatru, a tam przecież trzeba błyszczeć. A może to tumiwisizm każe jej tak postępować. Nie wspomnę już o wiekowych damach, które paradują dumnie z ogromną furą ondulowanych włosów na głowie. Czy to objaw luzu, czy naturalna praktyczność?
No, ale może czepiam się niepotrzebnie.
Moda też bywa na luzie, a jakże! Podziwiamy wszyscy te spadające aż do kolan spodnie u chłopców i mężczyzn, jest to podobno erotyczne i stylowe. Na szczęście ta maniera zdaje się wygasać. Ale pojawiają się nowi mężczyźni, paradujący w obcisłych spodniach, wąziutkich koszulach, wytatuowani od stóp do głowy. Wyglądają na rachityków, przerasowanych ratlerków. Czyżby kult macho zanikał. A przecież siłownie produkują na dwie zmiany mężczyzn turopodobnych, o przerośniętych muskułach. Siłownie, te fabryki sztucznych mięśni to jedyne "fabryki" jakie pozostały w Ameryce. A może już niebawem muskularne dziewczyny będą nadawać ton młodzieżowej, żeńskiej modzie?
A propos mody, to jej nie ma w tym kraju. Widać tylko dżinsy, adidasy, jakąś bluzkę i duży samochód. Jak jesteś na luzie nie potrzebujesz stroju. Ważny jest pieniądz i uciechy wszelakie, dozwolone i zabronione. Nawet urzędnicy państwowi ograniczają stroje do niezbędnego minimum, też chcą być na luzie, reszta jest bezstylowa i dżinsowa. Co za czasy?
Mniejszości etniczne i imigranci wyróżniają się znacznie swą egzotyką. Tylko oni nie są na luzie, o nie! Amerykanie zdają się mówić do nich: "when you in Rome, do as the Romans do"...gdy jesteś w Rzymie, zachowuj się jak Rzymianie", gdy mieszkasz w Ameryce noś się po amerykańsku. Ale pomińmy te kwestie.
Nasze polskie białogłowy, emigrantki, imigrantki, obywatelki też są na luzie. A jakże! Paradują gustownie ubrane, wyróżniając się z tłumu, może słowiańskim wyglądem, ładnym odzieniem...no i włosami z tymi sławnymi polskimi "pasemkami", co druga pani nosi te białe "ozdoby" na głowie.
W niedzielę, w drodze do kościoła, kobiety z Europy wschodniej wyróżniają się elegancją.
Zachowanie na luzie czasem drażni. A jakże! Czynią to wszechobecne komórki. Czasem ni stąd, ni zowąd rozpoczyna się konwersacja, najczęściej w miejscu publicznym. Często rozmówczynie (Polki czy Amerykanki) nie baczą na nic, jakby świat wokół nich nie istniał. Konwersują o tym i owym, a ty słuchasz tych niepotrzebnych niedyskrecji rodzinnych...Ten rodzaj publicznych zwierzeń jest również znakiem czasu.
W Chicago ledwo kichniesz, a już kilka osób mówi ci "Bless you". To bardzo miłe i takie spontaniczne. Czasem jednak może być męczące. Moja koleżanka - astmatyczka - każdej wiosny kicha niemiłosiernie, wtedy gdy pylą kwiaty i zioła. Wówczas jej życie staje się nie do zniesienia. Gdy wtargnie do sklepu i kicha co chwilę, staje się obiektem zainteresowania, wszyscy jej mówią: Bless you, bless you, bless you...a ona już ledwo oddycha, szybko kończy zakupy i umyka...
Znam wiele Polek upodabniających się do obyczajów amerykańskich i starających się być również na wiecznym dżinsowym luzie. Te uwięzione w dżinsach "elegantki" - w wieku średnim i starszym wyglądają niczym kowbojki. Czyżby męczyło ich bycie kobietą? W pracy w dżinsach, na bankiecie w dżinsach, w kinie w dżinsach...Wyglądają jak robotnice fabryczne w XIX wiecznej fabryce.
Polska bohema artystyczna w Chicago też lubi luz. Czasem pojawia się w etnicznej telewizji, w strojach - widmach, panie jakby prosto z joggingu, panowie z kontraktorki. To nie ma wiele wspólnego ze swobodą, to lekceważenie publiczności. Swoboda stroju zdradza braki kultury i kindersztuby.
Kończę. Ale ten Kopeć złośliwy... pomyślą niektórzy, sam przecież nie jest idealny, też na pewno bywa na luzie.
Mimo wszystkich przykrych uwag życzę wszystkim ciągłego luzu, nonkonformizmu, ekstrawagancji i nonszalancji.

Janusz Kopeć
Chicago, 2021